piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 1

Rozciągnęłam się i przetarłam lekko oczy. Rozejrzałam się. W nocy ten domek wygląda lepiej. Wszędzie walały się zużyte chusteczki do nosa, plastikowe kubeczki, a w kuchni leżał kawałek rozbitej szklanki (poprzednia kłótnia z Peter'em). Położyłam lekko moje stopy na podłodze. Wstałam i udałam się do kuchni. Pociągnelam za rączkę lodówki. Zdecydowałam sie na chrupki z mlekiem. Usiadłam przy stole i szybko zjadłam posiłek. Razem z Peter'em mieszkaliśmy w małym domku na kompletnym zadupiu… Czasami się boję, że Peter mnie skrzywdzi, a nikt mnie nie usłyszy. Nikt mi nie pomoże… Najbliższy dom… Chyba mały domek w lesie. Mieści się na dużej działce i jeżeli dobrze pamiętam, obok jest stodoła. Kiedyś tamtędy jechałam rowerem. Dziwne miejsce… Ale wygląda na zamieszkane. Szybko sprzątnęłam kuchnię i udałam się po ubrania. Wyjrzałam za okno. Chyba jest ciepło. Wybrałam czarną bluzkę na ramiączka i dżinsowe, krótkie spodenki. Później udałam się do łazienki i spojrzałam w lustro. O boże. Wyglądałam jak potwór z bagien. Rozmazany makijaż, poczochrane włosy i oczywiście stara, wygnieciona bluzka w słoniki i szary, równie wygnieciony dres. Nie mówiąc już o ranach i siniakach. Skrzywiłam się lekko. Nigdy tak jeszcze nie wyglądałam. Szybko umyłam się, uczesałam i przebrałam. Teraz to jakoś wyglądałam. Nadal siniaki i rany były widoczne, ale spróbowałam je troszeczkę przykryć podkładem.  Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Rozszerzyłam oczy. Peter wrócił? Szybko wybiegłam z łazienki i podeszłam do drzwi. Nagle ktoś zaczął walić w drzwi.

- Policja! Proszę otworzyć drzwi! - usłyszałam krzyk mężczyzny za drzwiami.

Przysunęłam oko do wizjera. Przy drzwiach stało dwóch policjantów- jeden niski, drugi – wysoki. Otworzyłam powoli drzwi. Zmierzyli mnie wzrokiem.

- Czy pani nazywa się Lilly Anderson?- spytał wyższy mężczyzna.

Miał podpuchnięte oczy, co wskazywało na zmęczenie. Mundur był widocznie na niego za duży i wyglądało to przekomicznie, kiedy co chwila podciągał swoje spodnie.

- Tak… Można wiedzieć o co chodzi? - spytałam cicho.

Co jeżeli Peter zrobił coś głupiego? Podpalił samochód? Okradł sklep monopolowy? Sprzedawał narkotyki? Wdał się w bójkę? Zabił… kogoś? Przymknęłam na chwilę oczy nie pozwalając moim łzom spłynąć po policzku.

- Czy… możemy wejść do środka? Chcemy pani zadać kilka pytań. - powiedział niższy policjant, po czym obaj wparowali do mojego domu.

"Jasne, wchodźcie" - pomyślałam i przewróciłam oczami.  Policjanci usiedli na kanapie, a ja przed nimi na skórzanym fotelu. Niższy policjant chrząknął.

- Może zaczniemy od konkretów… Wczoraj o godzinie 21, dwóch mężczyzn zniszczyło sklep z alkoholem. Z nagrań kamer możemy rozpoznać tylko jednego mężczyznę. - powiedział i spojrzał na wyższego policjanta.

- Jest to pan Peter White. - powiedział wyższy policjant.

Wyszczerzyłam oczy. Jezu, Peter… Coś ty narobił? Ukryłam twarz w dłoniach.

- Gdzie jest on teraz? - powiedziałam cicho.

 Może to nie jest odpowiednie zachowanie przy policjantach… ale teraz miałam to głęboko w dupie. Bardziej mnie obchodziło to, dlaczego to Peter zrobił. Tak wiem = pewnie był pijany. Ale kto jest tą drugą osobą? Na myśl przyszedł mi jeden chłopak. Nie. To nie może być on…

- Na komisariacie. Ale proszę się nie martwić. Pani narzeczony…- po tych słowach wytrzeszczyłam oczy. -Wytrzeźwiał. Nie będziemy go trzymać długo, ponieważ szkody były minimalne. Jednak pan White naruszył poważnie prawa. Myślę, że dzisiaj przed wieczorem wróci do państwa domu.- powiedział wyższy policjant i uśmiechnął się do mnie.

Przeczesałam włosy ręką. Genialnie.
                           ~~~
Policjanci po połowie godziny wyszli. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie.
16.00. Świetnie. Nie wiem co zrobię jak Peter wróci. Miałam z tym skończyć, ale... może nie dziś? Może trzeba jeszcze trochę poczekać? Już sama nie wiem... Usiadłam na kanapie i spojrzałam na zegar. Minuty zdawały sie ciagnąć wiekami... Nagle usłyszałam grzmot i zaczął lać deszcz. Pięknie. Nie dość ze wyjdzie prosto z komisariatu, to jeszcze będzie cały przemoczony. Biedaczek... Zaraz, co? Dla pewności dotknęłam moich siniaków na twarzy. Tak, nadal tam są, a ja sie martwię, czy on nie przemoknie. Co ja robię? Sięgnęłam po pilot ze stolika i włączyłam telewizor. Jakoś muszę na niego poczekać. Obejrzałam jakąś tandetną komedie romantyczną i wyłączyłam telewizor. Spojrzałam na zegar. 18.30. Nie aż tak późno, ale na dworze się ściemniło i deszcz nadal padał. Nagle usłyszałam walenie do drzwi.

- Lilly! Otwieraj! - usłyszałam zdenerwowany głos Peter'a.

 Poszłam na palcach do kuchni i wyjęłam z szuflady mały scyzoryk, po czym włożyłem go do tylnej kieszeni od spodni.
Wzięłam głęboki oddech i podeszłam powoli do drzwi. Peter ciągle je kopał.
Otworzyłam lekko drzwi, a Peter przycisnąl mnie do ściany. Był cały mokry.

- Czemu po mnie nie przyjechałaś?!- krzyknął. 

- Przepraszam.- szepnęłam. 

- No ja mam nadzieję!- ponownie krzyknął i zaprowadził mnie do kuchni. 

Łzy zaczęły szybko spływać po moich policzkach. Uderzył mnie pięścią w twarz. Prawą ręką chwyciłam się czegoś metalowego i uderzyłam Peter'a w głowę. Chłopak lekko się zachwiał, po czym bezwładnie opadł na podłogę. Zakryłam ręką usta. Czy... Ja... Go zabiłam?! Nie mam czasu. Muszę stąd uciekać. Natychmiast. Włożyłam szybko na siebie bluzę z kapturem i wybiegłam z domu. Biegłam przed siebie. Deszcz ciągle padał. Robiło mi się coraz zimniej. Zatrzymałam się i rozejrzałam. Gdzie ja jestem? Nagle zaczęłam strasznie kaszleć. Krótkie spodenki w taką pogodę? Jestem na prawdę głupia. Zaczęła mnie boleć głowa. Oparłam się o drzewo. Było chyba już na prawdę późno. Wszędzie było ciemno przez co nic nie widziałam. Rozejrzałam się. Nagle zauważyłam światło w lesie.

- Pomocy! - spróbowałam krzyknąć, ale od razu tego pożałowałam.

Gardło bolało niemiłosiernie. Wytarłam łzy. Muszę  tam jakoś dotrzeć. Powoli stawiałam każdy krok i opadałam bezwładnie na drzewa. Nie poddawaj się… Szłam jeszcze chwilę, aż przede mną stał drewniany domek. Chciałam krzyknąć, ale spojrzałam się w okno. Nie… tylko nie to. Przy oknie stał nie kto inny jak nie sam Harry. Szybko zarzuciłam kaptur na głowę. Może nie zauważył mojej twarzy? Szybko ukryłam się w krzakach. Zamknęłam oczy. Może nie patrzył na mnie? Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Wyjrzałam zza krzaków. Nikogo nie było przy oknie. O nie. Zacisnęłam mocno powieki, lecz łzy i tak spływały po moich polikach. Wyjęłam scyzoryk z mojej tylnej kieszeni i ścisnęłam go mocno w ręce. Podeszłam bliżej domu. Nagle usłyszałam jak drzwi skrzypnęły. Cicho pobiegłam na tył domu. Słyszałam zbliżające się kroki, więc znowu wróciłam na przód domu. Rozejrzałam się. Przede mną drzwi stały otworem. Muszę to zrobić. Inaczej nie ma dla mnie ucieczki. Weszłam cicho. Zamknęłam oczy. Nic później nie czułam. Czy ja… zemdlałam? W domu dilera? Pięknie. 

wtorek, 22 kwietnia 2014

Prolog

Moje łzy powoli spływały po moich policzkach. Przykryłam się kocem i wlepiłam wzrok w czarny ekran telewizora. Peter nie wracał. Była godzina 23, a zimny rosół i herbata czekały na chłopaka na stole. Znowu. Znowu obiecał, że się zmieni. Że… przestanie pić i ćpać. Nagle usłyszałam dziwny dźwięk. Na ekranie mojego telefonu wyświetliło się stare zdjęcie Peter'a. Uśmiechnęłam się. Stare, dobre czasy. Wszystko by było dobrze, gdyby nie poznał… go. Harry'ego. Na jego myśl od razu przeszły mnie dreszcze. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak o ciemnobrązowych lokach i zielonych oczach. Każdy by pomyślał, że to dobry chłopak. Ach, no tak. Muszę jeszcze dodać, że jest on dilerem i do tego chyba najgroźniejszym facetem jakiego znam. Nigdy z nim nie rozmawiałam, bo się go boję. Zawsze jak przychodzi do naszego domu, nawet się z nim nie witam. Zamykam się w łazience i płaczę. Bezgłośnie. Bo boję się, że on usłyszy. Jego charakterystyczna chrypka w głosie… Zawsze i wszędzie bym ją rozpoznała. Znam go tylko ze zdjęć… Peter to jego najlepszy kumpel, dlatego i tylko dlatego  pozwalam Peter'owi na przebywanie z nim. Westchnęłam lekko i przesunęłam palcem po jasnym ekranie.

          - Halo?- powiedziałam cicho.
          - Lilly? Co masz dzisiaj na sobie? - usłyszałam głos Peter'a.
 Przełknęłam ślinę. Znam ten głos. Znowu pił. Znowu.
          - Peter… Kochanie… - mówiłam najmilszym głosem jakim umiałam. - Przenocuj dzisiaj u Harry'ego, dobrze? - powiedziałam dotykając siniaków i blizny na wardze. Przekonałam się na własnej skórze, do czego Peter jest zdolny, gdy jest pod wpływem alkoholu.
          - Ymm… Dobra. - słyszałam lekkie wahanie w jego głosie. - Harry ciebie pozdrawia. - kiedy usłyszałam jego imię wzdrygnęłam się.

 Rozłączyłam się. Trzęsącą się ręką odłożyłam telefon. Tak na prawdę to nie wiem dlaczego jeszcze z nim jestem. Może dlatego, że boję się tego, co mi zrobi, jak z nim zerwę? Dotknęłam moich siniaków na brzuchu. Muszę z tym skończyć… Odgarnęłam moje długie, czarne i kręcone włosy z twarzy. Położyłam się na kanapie i zamknęłam oczy.  Muszę z tym skończyć. Jutro.

~~~
No i jest prolog :)
Przeczytałeś = skomentuj ;)
•Mrs.Cupcake•